Jest pięknie

Kanada: Whistler – Vancouver

Dziś zdjęć mało, bo nie było kiedy fotografować. Wczoraj w Whistler niewiele zwiedziliśmy, bo zaczynało padać. Dziś rano okazało się, że leje jak z cebra. Trudno, obyło się bez spaceru. Ruszyliśmy do Vancouver. Ponieważ spędzimy tu kilka dni, to wybierałam hotel nieco bardziej uważnie. Skutek jest taki, że śpimy przy samym lotnisku, zrobiłam też upgrade pokoju tak, żeby mieć widok na marinę. Dziś co prawda jest raczej szaro i żadne filtry tego nie zmienią, ale jutro ma być lepiej - trzymajcie kciuki. Nareszcie mogę też zamówić coś, co nie jest burgerem, poutine ani sałatą cesarską. Dziś Cobb salad i butelka lokalnego wina. Jutro ruszamy na objazd okolicznych winnic, a wieczorem... no, ale to jutro. Czy masz już obejrzane wszystkie odcinki naszych wideo z podróży? [gallery link="file" columns="2" ids="12140,12141,12142,12143"] Dziękujemy firmie Ford Polska za pomoc w organizacji wycieczki.The post Kanada: Whistler – Vancouver appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Książka na weekend: Katarzyna Bonda, Lampiony

Mogłabym powiedzieć, że czytałam Bondę, zanim to było modne. Bo tak było - Kasię poznałam dzięki Markowi, a on dzięki jakiemuś szkoleniu TV, na którym się znalazł. Bonda pisała już wtedy - zrobiła serię wywiadów z polskimi morderczyniami, współpracowała z jednym z polskich profilerów, Bogdanem Lachem, napisała też kryminał, który dział się na Podlasiu, w miejscach, które doskonale znam, bo wiele razy tam bywałam. Wtedy nikt o niej nie słyszał, wydawnictwo jej nie promowało - ale kilka lat później sytuacja zmieniła się diametralnie. Teraz Katarzyna Bonda to, z braku lepszego porównania, polska Camilla Läckberg. Jej wcześniejsze książki zostały wydane ponownie (kilkanaście dni temu w samolocie do Toronto dziewczyna w rzędzie przede mną czytała "Polskie morderczynie"!), a Bonda napisała serię kryminałów z profilerem Hubertem Meyerem oraz drugą, z profilerką Saszą Załuską. Mam nadzieję, że Kaśka mi wybaczy, kiedy napiszę, że Sasza nie przypadła mi do gustu tak, jak Meyer. I to nie jest kwestia preferowania przeze mnie męskiego bohatera w kryminałach - po prostu Załuska mnie męczyła przez pierwsze dwie książki z cyklu. Rozedrgana, zbyt nerwowa, ciągle zmagająca się ze swoimi demonami, nie była dla mnie dobrym materiałem na bohaterkę kryminału. Poza tym, w pierwszych dwóch książkach za dużo było dla mnie metafizyki, rzeczy nie do końca wyjaśnionych, odbiegających moim zdaniem od kanonu kryminału. Dlatego traktowałam je raczej jako wycinki świata, szczegółowe zapiski, portrety postaci, z dodatkowym wątkiem kryminalnym. "Lampiony" Katarzyny Bondy to jednak pełnokrwisty kryminał. Jest tu kilka wątków, dobrze splecionych, dobrze wrośniętych w historię i mitologię Łodzi, są ciekawie zarysowane postaci (tak, jedna z nich nosi moje nazwisko - to chyba po znajomości), jest wartka narracja i rozwiązanie, które naprawdę zaskakuje. Jest też obowiązkowy chyba w dzisiejszych czasach cliffhanger. Co prawda nadal marzę o tym, że Bonda napisze jeszcze książkę z Meyerem, ale Załuska też już może być. "Lampiony" można kupić na stronie wydawnictwa Muza SA za niecałe 30 zł. Zdjęcie na górze - nieoceniona A. Dziękuję!The post Książka na weekend: Katarzyna Bonda, Lampiony appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Kanada: Kamloops – Whistler

Kiedy planowaliśmy tę trasę przez Góry Skaliste, założyliśmy, że 200-250 km dziennie to wystarczająca odległość do pokonania. Wystarczy, żeby nie spiesząc się przejechać z punktu A do B, zatrzymać się na zdjęcia, potem zameldować się w hotelu, ruszyć na spacer, znaleźć restaurację na wieczór. Tyle tylko, że to nie do końca tak działa. Kanada nie jest szczególnie gęsto zaludniona - 3,91 osoby na km2 (średnia światowa to 49 osób na km2, a w Polsce ten współczynnik wynosi 124). Poza tym, jedziemy przez góry. I nie są to góry typu nasze Tatry, gdzie w godzinę da się przejechać z Polski na Słowację. Od 3.10 jedziemy przez Góry Skaliste i nadal w nich jesteśmy. Tutaj 100 km drogi bez jednej chatki, jednej stacji benzynowej czy jednej stacji przekaźnikowej sieci komórkowych to naprawdę nic wielkiego. Dlatego dziś trasa wyniosła około 400 km. Ale było warto. Po pierwsze - widoki. Z doliny, w której leży Kamloops, przejechaliśmy przez pola uprawne, zahaczyliśmy o sklep przy farmie, potem wjechaliśmy na bardzo krętą, górską drogę, żeby wreszcie wylądować w Whistler. Miasto wygląda jak Zakopane, może nawet jak Kaprun. Na uliczkach sklepy z ciuchami sportowymi, ale też oddział Sotheby's Realty (nieduże mieszkanie w Whistler kosztuje jakieś pół miliona CAD, czyli półtora miliona PLN). Znów zaczęło padać, kiedy tylko wyszliśmy, więc jutro chwila spaceru i kolejna trasa. [gallery link="file" ids="12123,12124,12125,12126,12127,12128"] Dziękujemy firmie Ford Polska za pomoc w organizacji wycieczki.The post Kanada: Kamloops – Whistler appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Kanada: Blue River – Kamloops

Niby codziennie robimy podobną trasę (około 200 - 250 km), ale dziś jakoś długo to szło. Może dlatego, że co chwilę zatrzymywaliśmy się na zdjęcia, wideo, ujęcia z drona. Kiedy dojechaliśmy do Kamloops, dochodziła czwarta po południu. Planowaliśmy dłuższy spacer, ale jak tylko wyszliśmy z hotelu, zaczęło lać. I to naprawdę lać - wszystko mam mokre i mam nadzieję, że do jutra wyschnie, bo co prawda mam ubranie na zmianę, ale wiezienie mokrych ciuchów będzie niekomfortowe. Kamloops leży w pobliżu rzeki i jeziora, jest tu sporo winnic, parków, ale też galerii sztuki. Na jednej z głównych ulic (Victoria Street), gdzie mieszkamy, do wyboru jest kilkadziesiąt restauracji, barów, pubów - my, skuszeni dobrymi ocenami na TripAdvisor, wybraliśmy The Noble Pig i była to bardzo dobra decyzja. Marek zdecydował się na kanapkę z wieprzowiną - według jego słów najlepszą ze wszystkich, które jadł do tej pory w Kanadzie. Za mną od paru dni chodził łosoś, więc wzięłam łososia i do tego lokalne pinot gris. Mam nadzieję, że jutro zdążymy się wybrać na jakiś spacer, bo mi statystyki Fitbita spadną. [gallery link="file" ids="12119,12114,12116,12118,12117,12115"] Dziękujemy firmie Ford Polska za pomoc w organizacji wycieczki.The post Kanada: Blue River – Kamloops appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Kanada: Jasper – Blue River

Jasper to urocze miejsce i chętnie tu wrócę. W zajeździe nie było śniadania w pakiecie, więc wybraliśmy się na kanapki do lokalu niedaleko - w TripAdvisor jest na pierwszym miejscu, jak chodzi o opinie o restauracjach w tym mieście. I nic dziwnego, bo kanapki były naprawdę świetne - świeże pieczywo, masa warzyw, świeże wędliny, ser, domowej roboty sosy. Na drogę kupiłam nam też po kawie i ciasteczku w Tim Horton's. Tim Horton's to taki kanadyjski Starbucks. W każdym miasteczku jest co najmniej jeden taki lokal, w większych - na co drugim skrzyżowaniu. Kiedy zatrzymaliśmy się w Toronto, był Tim Horton's koło hotelu przy lotnisku - i rano stała kolejka kilkunastu samochodów na podjeździe! Moja ciotka w zasadzie codziennie zatrzymuje się tam na herbatę z mlekiem. Po dwóch dniach w trasie w ogóle mnie to nie dziwi, bo tutaj można zasnąć za kierownicą. Jasne, widoki są przepiękne, ale to dla mnie, turystki, Gdybym tu mieszkała, pewnie znałabym każdą górę i strumień na pamięć. Kawa czy herbata pomagają. Ciastek zwykle nie jem, ale ciasteczko red velvet z masą serową w środku to coś, co mi się podoba. Jak tylko wyjechaliśmy z parku narodowego, Marek zaczął rozglądać się za miejskiem, gdzie można polecieć dronem. Znalazło się takie tuż po przekroczeniu granicy prowincji (teraz jesteśmy już w Kolumbii Brytyjskiej) - chociaż zdjęcia z aparatu też wyszły niezłe. Do Blue River dojechaliśmy wczesnym popołudniem - tym bardziej, że przekroczyliśmy kolejną strefę czasową i teraz jesteśmy 9 godzin od Warszawy. Po zakwaterowaniu się w przyzwoicie wyglądającym zajeździe poszliśmy na spacer. Miasteczko Blue River jest malutkie - mieszka tu kilkaset osób, są trzy motele i jedna restauracja, czy może bar przydrożny. Chciałabym jednak, żeby taki wybór i jakość były w polskich barach przydrożnych. Nie mówiąc o przemiłej kelnerce, która pokazała nam zdjęcia niedźwiedzia, który przyszedł parę dni temu w okolice restauracji. Tak - są tu niedźwiedzie. Można wybrać się na spływ rzeką i tam je obserwować. Jednego widzieliśmy, jadąc przez las - niestety, nie starczyło mi refleksu, żeby zrobić zdjęcie, chociaż przez cała drogę jadę z włączonym aparatem na kolanach. Po powrocie do zajazdu wypiliśmy herbatę w towarzystwie właściciela. Miło jest porozmawiać o tym, jak wygląda życie u nich i u nas, porównać wrażenia, opowiedzieć historyjki z trasy. To też coś, co jest tu wyjątkowe - ludzie uśmiechają się do siebie, kłaniają się sobie na ulicach, prawie wszyscy chcą wiedzieć, skąd jesteśmy, jak wygląda nasza trasa i dlaczego wszędzie chodzimy z aparatem z podłączonym mikrofonem. [gallery link="file" ids="12100,12101,12102,12103,12104,12105"] Drugi odcinek naszego vloga już za chwilę na kanale Marek Drives, a tymczasem zapraszam na pierwszy: Dziękujemy firmie Ford Polska za pomoc w organizacji wycieczki.The post Kanada: Jasper – Blue River appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Kanada: Saskatchewan River Crossing – Jasper

Z jednego parku narodowego przejechaliśmy do drugiego. Odległość? Powiedzmy jak z Warszawy do Łodzi. I na całej tej trasie jest jedna stacja benzynowa (tam, gdzie zatrzymaliśmy się wczoraj). Nie ma zasięgu sieci komórkowej – zaczyna się jakieś 15 km od Jasper. I muszę przyznać, że bardzo mnie to ucieszyło. Jasne, może dla niektórych komputer to tylko narzędzie pracy, a telefon służy do dzwonienia, ale dla mnie to naturalna część mojego świata i możliwość łączności z bliskimi, przyjaciółmi, znajomymi z bloga. Rano okazało się, że dziś to ja prowadzę. Sprawdziłam trasę – nie wygląda na szczególnie skomplikowaną. Po drodze były zaplanowane dwa skręty – z czego oba już w Jasper. Dlatego trochę sobie urozmaiciliśmy wycieczkę, zbaczając z trasy. Były wodospady, były piękne widoki, ale największe wrażenie zrobił na mnie lodowiec. Czy raczej tabliczki pokazujące, gdzie był na początku zeszłego wieku. Teraz z parkingu trzeba do niego iść 25 minut w górę. Jeśli ktoś nie byłby przekonany o prawdziwości informacji nt. globalnego ocieplenia, to tutaj ma je jak na tacy. Jasper, w odróżnieniu od Banff, nie wygląda jak kanadyjska wersja szwajcarskiej wioseczki. To raczej spore miasto turystyczne, baza wypadowa dla osób lubiących górskie wycieczki, spływy kajakowe i generalnie tę bardziej aktywną część życia. My ograniczyliśmy się do spaceru główną ulicą – w tę i z powrotem, do stacji kolejowej, a potem do pubu De'd Dog. Tam zjedliśmy drugi dziś posiłek. Czas na wieczorną lekturę i montaż kolejnego odcinka naszych przygód. Wszystkie można będzie zobaczyć na kanale YT Marek Drives - bardzo polecam! [gallery link="file" ids="12095,12093,12092,12094,12096,12091"] Dziękujemy firmie Ford Polska za pomoc w organizacji wycieczki.The post Kanada: Saskatchewan River Crossing – Jasper appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Kanada: Calgary – Saskatchewan River Crossing

Jest taka książka Chmielewskiej, nazywa się "Większy kawałek świata". Odkąd ją przeczytałam, marzyły mi się podróże. Nie miałam jakichś większych preferencji - każdy wyjazd był dobry. W tym roku zaliczam wspólnie z Markiem faktycznie większy kawałek świata, w dodatku całkiem oddalony od Warszawy - polecieliśmy bowiem do Kanady. Zaczęliśmy od kilku dni z moją rodziną, a potem przeskoczyliśmy pół kraju i z Calgary ruszyliśmy samochodem w trasę przez Góry Skaliste. Trasa jest nieskomplikowana - tu nie ma wielu zakrętów, a ewentualne rozjazdy na drodze są tak oznaczone, że naprawdę trzeba sporego talentu, żeby się zgubić. Spora część dzisiejszej trasy wiedzie przez park narodowy Banff. Jutrzejszej zresztą też, bo dwa parki narodowe są tu obok siebie i są naprawdę spore, a widoki naprawdę niesamowite. Dawno nie widziałam tak błękitnej wody w jeziorach i potokach, dawno nie przyglądałam się górom tak kompletnie surowym, bez jakichkolwiek zabudowań. Także bez billboardów - ostatnie minęliśmy kilkanaście kilometrów przed miasteczkiem Banff. Niestety, ma to także pewien minus - kompletny brak zasięgu. Mamy ze sobą prepaid z lokalnym numerem i największym pakietem internetu, jaki dałam radę znaleźć, ale ponieważ w parku narodowym nie ma BTSów, to od wczesnego popołudnia nie działa. W Saskatchewan River Crossing, gdzie się zatrzymaliśmy, jest motel, stacja benzynowa, sklep z pamiątkami i jedzeniem, restauracja, pub i pralnia, ale internet tylko satelitarny, więc przesył porównywalny pewnie z tym, co mieliśmy w Polsce w czasach dial-upu. Z drugiej strony, nikt (poza nami) nie przyjeżdża tu przeglądać internetu, a widoki są naprawdę wyjątkowe. U mnie dochodzi 22.00, Marek usiłuje wrzucić na YT pierwszy odcinek naszego wideo z podróży, a w Polsce właśnie zaczyna się kolejny dzień. Sama jestem ciekawa, jak będzie wyglądać nasz nocleg jutro - i mam nadzieję, że będzie tam lepszy internet, bo mam dla Was setki zdjęć. Tymczasem tylko te trzy: [gallery link="file" ids="12088,12087,12086"] Dziękujemy firmie Ford Polska za pomoc w organizacji wycieczki.The post Kanada: Calgary – Saskatchewan River Crossing appeared first on Jest Pięknie.

Canada, eh: małe rzeczy, które ułatwiają życie

Jest pięknie

Canada, eh: małe rzeczy, które ułatwiają życie

Jest pięknie

Mój test: pianka oczyszczająca Foamer 15 Dermaceutic

Od lat jestem wierna mojej ulubionej piance do twarzy z wyciągiem z drzewa herbacianego The Body Shop. Kiedy zmieniono wygląd naklejek, odpytywałam sprzedawczynie, czy aby skład pozostał bez zmian (na szczęście tak). Całe życie miałam cerę mieszaną / tłustą i teraz, kiedy dobiegam czterdziestki, nic się nie zmienia w tej sprawie. Może to i dobrze, może dzięki temu będzie mniej zmarszczek? W każdym razie, lubię kosmetyki do mycia twarzy, które oczyszczają. Pianka z kwasem glikolowym brzmiała trochę przesadnie, ale dlaczego nie spróbować? Pianka oczyszczająca Foamer 15 Dermaceutic jest co prawda żółta w pojemniku, ale na szczęście na dłoni już biała. Pachnie kwaskowato, na początku leciutko szczypie skórę. Na co dzień się nie maluję, więc nie mam osobnego zestawu kosmetyków do demakijażu skóry - używałam więc tej właśnie pianki. Wtedy potrzebowałam co najmniej dwóch pompek specyfiku i dwóch podejść do zmycia, ale skóra była doskonale oczyszczona. Wbrew obawom, kwas glikolowy nie wysuszył mi skóry - miał z nią styczność kilkanaście sekund podczas mycia. Zauważyłam jednak, że rzadziej potrzebuję robić peeling twarzy - skóra jest teraz wystarczająco oczyszczona dzięki piance. Jasne, peeling raz na jakiś czas to konieczność, poza tym przyjemność, ale ten efekt mi się podoba. Jakimś cudem ustrzegłam się większych przebarwień w lecie (może to dlatego, że lato było krótkie i raczej nie sprzyjało opalaniu), więc trudno mi ocenić wpływ pianki na ten problem skóry. Aha, jeśli uważasz, że 15% stężenie kwasu glikolowego to za dużo, jest też wersja pięcioprocentowa. Pianka oczyszczająca Foamer 15 Dermaceutic kosztuje 130 zł za 100 ml.  http://dermaceutic.com.pl/The post Mój test: pianka oczyszczająca Foamer 15 Dermaceutic appeared first on Jest Pięknie.

Czy sklep mojezakupy.net sprzedaje podróbki?

Jest pięknie

Czy sklep mojezakupy.net sprzedaje podróbki?

Jest pięknie

7 pomysłów na obiad na nadchodzący tydzień

Niby jeszcze lato, ale wieczory są już chłodne, chce się zjeść coś treściwego. Ale treściwe jedzenie nie musi oznaczać kotleta. Dlatego w tym przeglądzie pomysłów na obiad proponuję tylko dania bez mięsa. Spróbujesz? http://jestpieknie.pl/baklazan-w-parmezanie/ http://jestpieknie.pl/makaron-ze-szpinakiem-i-feta/ http://jestpieknie.pl/szaszlyki-warzywne/ http://jestpieknie.pl/weganskie-chili-chili-sin-carne/ http://jestpieknie.pl/cieciorka-z-kasza/ http://jestpieknie.pl/wege-burgery/ http://jestpieknie.pl/fasolka-duszona-z-pomidorami/ Smacznego!    The post 7 pomysłów na obiad na nadchodzący tydzień appeared first on Jest Pięknie.

Kuskus z cukinią

Jest pięknie

Kuskus z cukinią

Jest pięknie

Mój test: masło do ciała Mokosh Cosmetics

Jeśli jest jakiś kosmetyk, bez którego nie mogę żyć, to jest to masło do ciała. Wystarczy, że raz się nie posmaruję i od razu czuję się jak zmieniająca skórę jaszczurka. Mam kilka ulubionych marek i wariantów, ale kiedy ostatnio znajoma (cześć Helena!) namówiła mnie na wypróbowanie kosmetyków Mokosh, wiedziałam od razu, co zamówię. Masło do ciała Mokosh Cosmetics w wersji melon & ogórek pachnie przepięknie. Kiedy dodałam jeszcze do tego pomarańczowy olejek do ciała (zastosowany tam, gdzie przyda się ujędrnienie), pachniałam jak egzotyczny koktajl. To mi się podoba. Masło ma lekko chropowatą konsystencję, ale na skórze błyskawicznie staje się oleiste, doskonałe do nacierania. Z tego, co zauważyłam, dobrze nawilża, ale musiałabym przeprowadzić dłuższe testy, żeby się o tym upewnić, bo 120 ml masła wystarczyło mi równiutko na 7 dni. Odebrałam przesyłkę we wtorek, we wtorek wieczorem natarłam nogi i ręce (na dekolt jest moim zdaniem trochę za ciężkie, używam tu raczej kremu do twarzy), potem używałam go przez kolejny tydzień. Pisałam o tym zresztą na Facebooku: Skład jest naprawdę dobry, minimalistyczne opakowanie bardzo mi się podoba, ale 50 zł na tydzień tylko na masło do ciała to sporo. Jasne, cena wynika z jakości i nie mam tu żadnych wątpliwości ani oczekiwań, że cena zostanie obniżona. Po prostu nie mieści mi się to w budżecie - niezłe (jasne, nie tak naturalne, nie z tak idealnym składem) masło The Body Shop ma pojemność 200 ml i wystarcza mi co najmniej na 3 tygodnie stosowania 2x dziennie. Czyli co, polecam czy nie polecam? Jeśli używasz jednego preparatu do ciała (góra dwóch) - mała wydajność Ci się nie spodoba. Ale jeśli lubisz nowości i masz zawsze otwarte 5 opakowań, tak żeby dopasować konsystencję i zapach do humoru danego dnia - będziesz zachwycona. Cena: 49 zł / 120 ml, do kupienia w sklepie internetowym Mokosh CosmeticsThe post Mój test: masło do ciała Mokosh Cosmetics appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Jak żyć… bez zmywarki?

Po ośmiu latach wytężonej pracy zmywarka odmówiła posłuszeństwa. Serwis okazał się bezradny i po miesiącu prób reanimacji sprzętu Pan Krzysio powiedział, że czas odesłać zmywarkę na emeryturę. Z zakupem zmywarki nie ma problemu. Raty 0 procent na 10, 20, 30, 40 miesięcy. Sprzęt kosztuje między 1000 a 2000 złotych, więc jeśli ktoś chce płacić po 25 złotych miesięcznie, to może. Problemem może okazać się prowadzenie działalności. Okazuje się, że osoba zatrudniana przez firmę łatwiej dostanie kredyt na sprzęt AGD niż właściciel tej samej firmy. Ale to szczegół. Większym wyzwaniem był miesiąc spędzony na zmywaku. Na szczęście nie przeze mnie, a przez mojego konkubenta, który po ojcu odziedziczył dar obsługi kranu, płynu do zmywania i gąbki. I bardzo dobrze, bo sporo gotuję. Ale i bez tego (było lato, więc trochę częściej stołowaliśmy się na mieście) ilość brudnych naczyń przerastała nasze oczekiwania. W domu nie mamy tradycyjnego ociekacza do naczyń. Projektując kuchnię myśleliśmy o takim rozwiązaniu, ale Pani Agnieszka ze sklepu meblowego skutecznie wybiła nam ten pomysł z głowy. Powiedziała wprost: do naczyń jest zmywarka, a do tych paru rzeczy, które chcą państwo wysuszyć w tradycyjny sposób, służy ściereczka. I miała rację. Przez osiem lat sporadycznie poza zmywarką zdarzało nam się umyć jakiś nadprogramowy garnek, który był pilnie potrzebny, a zmywarka akurat pracowała. Raz w tygodniu M. myje ręcznie wyciskarkę do soków, której używamy… raz w tygodniu. Przez miesiąc za ociekacz do naczyń służył kosz z naprawianej zmywarki. Zajmował mniej więcej tyle miejsca na blacie, co drugi zlew, ale nie było wyboru. W starym mieszkaniu nad zlewem wisiała szafka 80-ka z wyciętym dnem i dwupoziomowym ociekaczem. Pewnie tak jest do dziś w wielu domach. System się sprawdza, ale chcę zobaczyć rachunek za wodę (powinien niebawem się pojawić, bo odczyt wodomierza był w ubiegłym tygodniu) za ten sezon, o gazie potrzebnym do ogrzewania wody nie wspomnę. Sprawdziłam - w ciągu minuty z kranu wylatuje 10 litrów wody. Tyle zużywa moja zmywarka podczas najdłuższego cyklu. Według danych GUS za ubiegły rok zmywarkę ma zaledwie 7 procent gospodarstw domowych. 40 procent nie ma zmywarki z przyczyn finansowych, 53 procent z innego powodu. Podejrzewam, że tym innym powodem jest głównie przyzwyczajenie i/lub niewiedza. Bo na telewizor nie może sobie pozwolić raptem 2 procent gospodarstw domowych, 2 procent nie chce go z innych powodów (np. my twierdzimy, że nie ma co oglądać w TV), a 96 procent po prostu ma telewizor, bo jak to tak nie mieć? Jasne, trzeba zastanowić się nad doborem odpowiedniego urządzenia. My mamy zmywarkę pełnowymiarową, czyli o szerokości 60 cm, ale są mniejsze, co na pewno jest nie bez znaczenia w ciasnych kuchniach. Inny problem, o którym przekonaliśmy się tuż po zakupie pierwszej zmywarki, to ilość zastawy. Czym prędzej wróciliśmy się do IKEA i kupiliśmy drugi zestaw talerzy i sztućców. Przy dwóch osobach i sporadycznym gotowaniu zmywarkę 60-kę zapełnia się przez dwa dni, więc 6 talerzy może po prostu nie starczyć. Ale w domu, w którym są dzieci i regularnie się gotuje, zmywarka będzie spokojnie robiła dwa cykle dziennie. Na imprezie zdarza nam się puszczać zmywarkę dwa razy w trakcie pobytu gości (bo kończy się szkło), a potem jeszcze raz na dobranoc. Leżymy wtedy w łóżku i mówimy sobie pół przez sen: “jak dobrze, że mamy zmywarkę”. W piątek przyjechała nowa zmywarka, Pan Krzysio podłączył i odtańczyliśmy z M. dziki taniec radości. Koniec zmywania. Po śniadaniu można po prostu wstawić talerze do zmywarki i zająć się poranną prasówką.The post Jak żyć… bez zmywarki? appeared first on Jest Pięknie.

Pieczony kurczak w ziołach

Jest pięknie

Pieczony kurczak w ziołach

Jest pięknie

Maski Bielenda Carbo Detox

Maseczki na bazie aktywnego węgla to hit ostatnich miesięcy. Nic więc dziwnego, że pojawiły się też w ofercie polskiej marki Bielenda. Aktywny węgiel doceniany jest szczególnie za swoje działanie antybakteryjne. Ma silne właściwości absorbujące, dzięki czemu głęboko oczyszcza skórę. Węgiel działa jak magnes – przyciąga i wchłania toksyny, nadmiar sebum oraz inne zanieczyszczenia z powierzchni oraz głębszych warstw skóry. Skutecznie oczyszcza pory, wyrównuje koloryt skóry i zapobiega powstawaniu wyprysków. Oczyszczające maseczki węglowe Bielenda Carbo Detox o silnym działaniu detoksykującym dopasowane zostały do trzech typów skóry: wrażliwej z dodatkiem alg chlorella, mieszanej i tłustej zawierającej zieloną glinkę oraz dojrzałej wykorzystującej czerwone winogrono. Ich innowacyjna formuła szybko i skutecznie oczyszcza skórę z toksyn, odświeża, nawilża i regeneruje. Maseczkę należy nałożyć na oczyszczoną skórę twarzy, szyi i dekoltu omijając okolice oczu. Po 10 minutach zmyć letnią wodą. Cena maseczki: 3,5 zł, do kupienia w drogeriach. W Perfumesco znalazłam je sporo taniej - tylko 2,18 zł za sztukę.The post Maski Bielenda Carbo Detox appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

15 przepisów na dania do pracy – witaj szkoło!

Dziś 1 września. Dla wielu koniec wakacji, początek szkoły, powrót do codziennych zajęć. Znów trzeba gotować, planować posiłki do pracy, do szkoły. Dla wszystkich z Was przygotowałam przegląd kilkunastu przepisów, które sprawdzą się, zabranie do pracy, do szkoły, na uczelnię. Smacznego! Kanapki są wygodne, ale często chodzimy na skróty. Nie kupuj wielkich, grubych kajzerek. Zamiast tego wybierz dobry chleb razowy (ja kupuję tylko chleb poligonowy z piekarni Grzybki). Jeśli wolisz zrobić wrapy, duże liście sałaty albo świeża pita (rozdzielona na dwie warstwy) będą najlepszym wyborem. A co w kanapkach? Zamiast gotowych wędlin, zrób coś własnego. Oto moje propozycje: http://jestpieknie.pl/pikantna-pasta-tunczyka/   http://jestpieknie.pl/mistrzowska-pasta-jajek/ http://jestpieknie.pl/najprostsza-pasta-na-kanapki/ http://jestpieknie.pl/pasta-z-tunczykiem/ http://jestpieknie.pl/pasta-z-awokado-z-jajkiem/   A może coś na ciepło? Zawsze polecam zrobienie większej ilości kotletów, burgerów, klopsów, tak żeby można je było spakować następnego dnia do pudelka lunchowego. Najprostszym dodatkiem jest u mnie kuskus z warzywami - robi się go 5 minut, pasuje do wszystkiego, gotowy wytrzyma w lodówce 1-2 dni. http://jestpieknie.pl/pikantna-kofta/ http://jestpieknie.pl/szaszlyki-z-kurczaka-shish-taouk/ http://jestpieknie.pl/arabskie-pulpety-z-tahini/ http://jestpieknie.pl/pikantne-pulpety/ http://jestpieknie.pl/pikantne-pulpety/ Na koniec - coś najprostszego, czyli kompletne dania, zwykle jednogarnkowe, które nie wymagają już myślenia o dodatkach. http://jestpieknie.pl/prosta-salatka-makaronowa/ http://jestpieknie.pl/smazony-ryz/ http://jestpieknie.pl/zapiekanka-makaronowa-z-kurczakiem/ http://jestpieknie.pl/weganskie-chili-chili-sin-carne/ http://jestpieknie.pl/chili-z-kurczakiem/ Smacznego!The post 15 przepisów na dania do pracy – witaj szkoło! appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Domowy sos salsa

Trwa sezon przetworów. Nie robię dżemów ani kompotów, bo w zasadzie ich nie jadamy, ale jeśli chodzi o przetwórstwo pomidorowe, to właśnie kończę drugą porcję 20 kg. Domowy sos salsa to tegoroczny debiut, ale ponieważ można go użyć i jako dipu, i jako bazy np. do enchilady czy burrito, to na pewno się przyda. Domowy sos salsa 5 kg pomidorów podłużnych 1,5 kg papryki ostra papryka (świeża, np. habanero, albo suszona) 3 średnie cebule 2 ząbki czosnku 2 łyżki soli 5 łyżek octu jabłkowego 1 łyżka pieprzu 2 łyżki papryki chili Rozgrzej piekarnik do 200 C. W naczyniu do zapiekania ułóż pomidory, w drugim - paprykę i ostrą paprykę, jeśli masz świeżą. Piecz około 45 minut, przewracając raz w ciągu pieczenia - skóra na warzywach musi się przypalić. Pomidory wrzuć do dużego garnka (będziesz w nim mieszać wszystkie składniki, więc proponuję taki o pojemności 7 litrów). Paprykę włóż do papierowej torby albo do miski, którą następnie przykryjesz folią plastikową. Odstaw ją na co najmniej 20 minut, inaczej obieranie skóry będzie trudne. Wstaw do piekarnika kolejną porcję pomidorów. Kiedy będą gotowe, dodaj do garnka. Posiekaj czosnek i cebulę, wrzuć do pomidorów. Jeśli masz suszoną paprykę, posiekaj ją drobno do dorzuć do garnka. Teraz wyjmij paprykę z torby / miski i obierz. Wyrzuć szypułki i pestki. Zmiksuj całość w garnku, dopraw, wymieszaj. Gotuj 15 minut. Sprawdź smak, dopraw wedle potrzeby, przelej do słoików. Szczelnie zakręcone słoiki wstaw do piekarnika, nastaw na 125C. Po osiągnięciu tej temperatury odczekaj 30 minut (piekarnik ma być włączony), a potem wyłącz piekarnik i uchyl go. Daj słoikom wystygnąć i przestaw je na półkę, gdzie będą czekać na swoją kolej.  The post Domowy sos salsa appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Dlaczego unifikacja jest dobra

Parę dni temu w blogu Ania Maluje trafiłam na ciekawy fragment tekstu - o tym, jak Ania szuka miejsca, gdzie mogłaby postawić dom. I czego się dowiedziała w urzędzie gminy. Natchnęło mnie to do pewnych przemyśleń. Ania pisze: Miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego pozwala na działkach budować domy o bardzo jasno sprecyzowanych parametrach. O ile rozumiem kwestie bezpieczeństwa i kąty nachylenia dachu, o tyle jeśli na własnej działce mogę pobudować dom i muszę wybrać jeden z trzech proponowanych kolorów elewacji, to chyba coś się komuś popie.. pomieszało. Myślałam że komunizm już dawno za nami i czasy kiedy wszyscy musieliśmy iść równo w przeciętność i ponurość już minęły. Moim zdaniem takie podejście gminy do nowopowstających budynków to błogosławieństwo, a nie zmora. Dlaczego? Dlatego, że Polska jest przepiękna, o ile nie patrzy się na architekturę ani na wszechobecne billboardy. Z tymi drugimi gminy radzą sobie przy pomocy ustawy krajobrazowej, ale co z sytuacjami, kiedy obok dworku polskiego (na działce wielkości chusteczki) ktoś stawia nowoczesny, minimalistyczny budynek? Wygląda to koszmarnie. Żeby nie było, że opieram się na jakichś przypadkowych obserwacjach: mieszkam w Warszawie, na osiedlu domów jednorodzinnych. Czy raczej: kiedyś były jednorodzinne, teraz bywa z tym różnie. Do niedawna można je bowiem było rozbudowywać - plan zagospodarowania przestrzennego został uchwalony dopiero niedawno, dzięki czemu ulica pełna jednakowych domów o planie litery L zmieniła się nie do poznania. Są baszty, są kolumienki, są ogrodzenia a to niskie, a to wysokie, a to z siatki, a to z prętów. Kute tralki z motywami kwiatowymi, pomalowanymi dla pewności na czerwono (kwiaty) i zielono (łodygi)? Proszę bardzo. Jak to wygląda? Właśnie tak. Dlatego, że wszyscy uwierzyli, że "wolnoć Tomku w swoim domku" dotyczy także wyglądu danego domku. Nic bardziej mylnego. I nie jest to poddawanie w wątpliwość czyjegoś gustu. Lubisz styl dworkowy, kolumienki, klomby kwiatowe? Świetnie. Ale czy nie mieszkałoby Ci się lepiej obok domu w podobnym stylu, w podobnej kolorystyce, a nie obok klocka w stylu modernistycznym z wykostkowanym podjazdem przed domem? I odwrotnie. Narzekamy na koszmarki architektoniczne, wyśmiewamy je na Facebooku. Nie jestem świętsza, sama ze zdumieniem przyglądam się potworkom, prezentowanym na Polisz Arkitekczer czy A po co mi architekt wnętrz. Dlaczego więc dziwi nas, kiedy wprowadza się zasady, mające przeciwdziałać ich powstawaniu? I nie, to nie jest tak, że dziś dozwolone są kolory biały i beżowy, a za rok "każą" przemalować domy na majtkowy róż i jadowitą zieleń. To tak nie działa. Jeśli marzysz o domu w kolorze jadowitej zieleni - na pewno znajdziesz okolicę, gdzie nie ma tego rodzaju obostrzeń. Ale na nowych osiedlach coraz częściej zasadom podlega kolor kostki przed domem, kolor markizy nad tarasem czy wygląd drzwi wejściowych. Dom to spora inwestycja, dla większości z nas na całe życie - po co więc upierać się na barokowe wzory na osiedlu prostych, piętrowych domów, po co wieszać na elewacji stylizowaną na retro lampę, jeśli nijak do całości nie pasuje? Spójne, jednolite osiedla to nie komunistyczny wymysł, o czym pisała Ania, raczej klasyka spotykana na całym świecie. Całe ulice podobnych domów nie są szykanowaniem naszej wolności. Są jednym ze sposobów na dobre, spokojne życie, bez wojen podjazdowych z sąsiadami. A czy nie tego sobie wszyscy życzymy? Na zdjęciu - kanadyjski Quebec, zdjęcie: Dennis Adams.The post Dlaczego unifikacja jest dobra appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Kosmetyki Evree Magic Rose

Róża symbolizowała wieczne piękno, młodość i miłość. Nic w tym dziwnego. Olejek z dzikiej róży to silny antyoksydant, bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe, witaminy C, A oraz witaminy z grupy B, które poprawiają elastyczność skóry i dogłębnie ją nawilżają. Marka Evree proponuje olejek oraz krem do twarzy Magic Rose. Co ważne, te kosmetyki nie zawierają parabenów, parafiny ani olejów mineralnych. Olejek Magic Rose dzięki zawartym w nim witaminom C, A, witaminom z grupy B oraz kwasom owocowym dogłębnie nawilża, niweluje przebarwienia, zmniejsza widoczność „pajączków” oraz uszczelnia rozszerzone naczynia krwionośne. Pobudza też produkcję kolagenu i tym samym działa przeciwzmarszczkowo. Krem do twarzy o nietłustej konsystencji i subtelnym zmysłowym zapachu to idealny produkt dla kobiet, które mają skórę mieszaną. Formuła kremu stworzona na bazie olejku z dzikiej róży sprawia, że skóra odzyskuje równowagę, a jej koloryt wyrównuje się. Krem jest idealny dla cery z tendencją do nadmiernego przetłuszczania, z przebarwieniami czy „pajączkami”. Dodatkowo, obecny w kremie kolagen z elastyną hamują pierwsze objawy starzenia, chroniąc skórę przed utratą elastyczności i sprężystości. Kwas askorbinowy wzmacnia naczynia krwionośne chroniąc je przed pękaniem oraz ujednolica koloryt skóry. Ceny: 25 zł za 50 ml kremu, 30 zł za 30 ml olejku. www.evree.euThe post Kosmetyki Evree Magic Rose appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Obiekt Alfa, Warszawa

Jako dziecko, czytałam dużo science fiction. Rozważałam też, jak wyglądałyby podróże w czasie. Co prawda stan wiedzy nadal jest taki sam, jak 20 lat temu, ale za to pojawia się sporo quasi-muzeów, jak np. Międzyrzecki Rejon Umocniony, a ostatnio w Warszawie Obiekt Alfa. Masz ochotę zwiedzić schron przeciwatomowy z laboratorium? Ja miałam. Dla mnie takie miejsca to żywa historia - tutaj podwójnie, bo Obiekt Alfa mieści się na terenie instytutu naukowego, w którym pracowała moja mama, więc jeszcze przed wycieczką wypytałam ją o to miejsce. Nikt tego co prawda tak nie nazywał, ale mama wiedziała, gdzie jest ten schron i co w nim jest. Wycieczki odbywają się w soboty - instytut działa nadal i nikomu nie byłoby na rękę grupa kilkunastu osób, plączących się po okolicy. Trzeba się wcześniej umówić, wybrać jedną z dostępnych godzin, a na miejscu zapłacić 20 zł od osoby. Dla mnie to naprawdę niewielka kwota za półtorej godziny ciekawego zwiedzania. W schronie zachowano oryginalny wystrój, są stare fotele, krzesła, obrotowe stołki, stare gazety i drewniane stemple. Dowiadujemy się, jak wyglądały procedury dekontaminacyjne, dlaczego drzwi są ułożone tak, jak są. Patrzymy na kawałek świata, który powstał w latach 70. XX wieku i miał służyć w razie ataku biologicznego, chemicznego, jądrowego. Jak napisałam we wstępie, fascynowały mnie podróże w czasie. Tutaj można się cofnąć o te 40-50 lat, zapoznać się z wyposażeniem - zarówno osobistym, jak i z kamerami do TV przemysłowej sprzed lat. Dodatkowy plus - w schronie jest chłodniej niż na zewnątrz, więc jeśli nie znosisz upałów, to masz plan na weekend. Obiekt Alfa mieści się w Warszawie na ulicy Kozielskiej 4, zwiedzanie jest możliwe po wcześniejszym umówieniu. www.obiektalfa.pl https://www.facebook.com/obiektalfa/ [gallery link="file" ids="11925,11926,11927,11928,11929,11930,11931,11932,11933,11934,11935,11936"]The post Obiekt Alfa, Warszawa appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Kosmetyki Cece of Sweden EXPERTO Professional REPAIR

Lato jest piękne, zdjęcia świetnie wychodzą, ale czasem włosy cierpią. Dużo słońca, soli, czasem chloru - to nie działa dobrze. Eksperci marki Cece of Sweden stworzyli linię produktów EXPERTO Professional REPAIR. Dzięki starannie wyselekcjonowanym składnikom aktywnym oraz innowacyjnym formułom, włosy stają się odżywione, nawilżone i pełne blasku. Co więcej, produkty EXPERTO Professional REPAIR nie zawierają SLS, parabenów, MIT, CIT, olejów mineralnych oraz sztucznych barwników. Olej z kiełków pszenicy odżywia, regeneruje i wzmacnia włosy. Panthenol działa łagodząco na skórę głowy, nadaje włosom połysk i miękkość. Kompleks witamin z grupy B poprawia kondycję włosów, a olej arganowy nawilża i odżywia włosy, zapobiega puszeniu. W linii znajdują się trzy kosmetyki - szampon, odżywka i maska, każdy w cenie 25 zł.The post Kosmetyki Cece of Sweden EXPERTO Professional REPAIR appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Podkłady Max Factor Miracle Workers

Nie ma kosmetyków idealnych, są tylko idealnie dobrane. Kolekcja podkładów Miracle Workers została zaprojektowana, aby pomóc kobietom w uzyskaniu zdrowo wyglądającej cery,bez względu na potrzeby skóry. Do marki Max Factor mam duży sentyment - kilkanaście lat temu zużyłam niejedną tubkę Lasting Performance. Teraz na co dzień używam najwyżej kremu koloryzującego, ale doceniam fakt, że marka Max Factor kontynuuje indywidualne podejście do sztuki makijażu Maksymiliana Faktorowicza. Podkłady Miracle Workers skupiają się na konkretnych problemach skóry. Jeśli Twoją potrzebą jest gładka skóra, to makijażyści marki polecają podkład wygładzający Miracle Touch. Jest kremowy, ale w zetknięciu ze skórą zmienia się w płyn - dzięki temu pokryje niedoskonałości. Cena: 65,99 zł, gramatura 11,5 g. Podkład Miracle Match dopasowuje się do koloru skóry, wtapia się w nią i pozostawia przyjemne uczucie nawilżenia. Daje średni efekt krycia. Cena: 61,99 zł, pojemność 30 ml. Podkład Skin Luminizer Miracle zawiera formułę złożoną ze składników pielęgnujących oraz delikatnie rozświetlających drobinek, które zapewniają skórze promienny wygląd. Cena: 59,99 zł,pojemność 30 ml. Podkład Ageless Elixir Miracle chroni cerę przed promieniowaniem UV (SPF 15), jest odpowiedni dla kobiet dojrzałych. Cena: 66,99 zł,pojemność 30 mlThe post Podkłady Max Factor Miracle Workers appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Minikosmetyki na wakacje – sposób na lżejszy bagaż

Każdy, kto kiedyś pakował się w podróż, na pewno przeżył te rozterki - wziąć większą torbę, mniejszą, może walizkę? Ile limitu jest w tych liniach lotniczych? Jeśli chodzi o ubrania, warto przedtem sprawdzić, co do czego pasuje, żeby potem uniknąć sytuacji, w której zakłada się różową koszulę do zielonych spodni, a do tego czerwone klapki. Jeśli chodzi o kosmetyki, coraz łatwiej jest kupić mini-wersje w zasadzie wszystkiego. Jasne, na 2 tygodnie wakacji nie wystarczy 50 ml szamponu, ale przecież zwykle możesz go kupić na miejscu, prawda? Tak samo jest z balsamem do ciała, z kremem z filtrami i tak dalej. Jeśli zatrzymujesz się w hotelu, ten problem najczęściej w ogóle odpada, bo większość hoteli oferuje szampon, odżywkę i balsam do ciała w każdym z pokoi i są one uzupełniane codziennie. Jeśli nie zatrzymujesz się w hotelach, to też nie ma problemu - o ile nie wybierasz się na podbój amazońskiej dżungli, prawie wszędzie znajdziesz sklepik z kosmetykami. OK, może nie będzie tam marek, które znasz, ale jeśli nie masz skłonności do alergii, to z dużym prawdopodobieństwem lubisz testować kosmetyki. Kiedy ostatnio przeglądałam blogi urodowe, zauważyłam, że zwykle liczba kosmetyków do pielęgnacji ciała u dziewczyn jest sporo większa niż u mnie - zamiast jednego balsamu jest ich kilka, masa żeli do ciała, peelingów itd. Moja rada? Nie zużywaj wszystkich mini-produktów od razu. Jak tylko dojedziesz na miejsce, zrób zakupy w lokalnym sklepie. Jeśli coś okaże się kompletnie koszmarne, masz w kosmetyczce coś innego. A co znajdziesz w mojej kosmetyczce wyjazdowej? Jestem zachwycona mini-opakowaniami kremów z filtrem Dax Cosmetics. Są o wiele bardziej wygodne niż wielkie butle, łatwiej wydobyć z nich krem do końca, nie zajmują wiele miejsca - same plusy! Jedno opakowanie kosztuje między 8 a 10 zł w zależności od miejsca zakupu, znajdziesz je w drogeriach i aptekach online. Odkryłam też mini-opakowania szamponów Cece of Sweden Med - dostępnych jest wiele wariantów szamponów i odżywek (do włosów zniszczonych, do włosów tłustych, przeciw wypadaniu włosów), kosztują tylko 6 zł za 50 ml i naprawdę warto się z nimi zapoznać. To w zasadzie coś, co trzymam raczej w torebce, ale warto o tym drobiazgu pamiętać. Chusteczki Carex Sensitive to prawdziwe zbawienie po długiej podróży, kiedy chce się ekspresowo odświeżyć. Wiadomo, nie zastąpią prysznica, ale jeśli prosto z lotniska potrzebujesz dokądś pojechać i obcować z ludźmi, będą bardzo przydatne. Opakowanie 10 chusteczek kosztuje 3,5 zł, kupisz je w drogeriach. Podobnym, ale nie takim samym produktem jest żel antybakteryjny do rąk. Nie rozstaję się z nim, bo lubię zwierzaki i zdarza mi się pogłaskać kota czy psa, napotkane przygodnie. Albo alpakę. Tyle że potem trzeba umyć ręce, a nie zawsze jest gdzie. Żel Merci Handy dostępny jest w kilku zapachach - mój ulubiony to Oh my Lemon. Kosztuje 12 zł, do kupienia w perfumeriach Sephora. Po umyciu rąk staram się zawsze nałożyć na nie krem - inaczej od razu robią się suche, skórki zaczynają odstawać i wygląda to źle. Co prawda nie przepadam za aromatem bananów, ale krem do rąk Tony Moly w opakowaniu o tym kształcie jest tak uroczy i działa tak dobrze, że nie sposób się powstrzymać. OK, nie jest tani, bo 45 ml kosztuje 35 zł, ale zakręcane zamknięcie to dla mnie pewność, że nic się nie otworzy w torbie. Ostatni mini-kosmetyk, który chciałam tu pokazać, to mini-balsam do ciała Korres. Ma delikatny zapach, więc jest dobrym sposobem na drugi etap odświeżenia po podróży, jeśli nie ma mowy o prysznicu od razu. Kupiłam je w Sephorze, chyba za jakieś 10 zł - niestety, nie ma go online.  The post Minikosmetyki na wakacje – sposób na lżejszy bagaż appeared first on Jest Pięknie.

Pieczarki faszerowane

Jest pięknie

Pieczarki faszerowane

Jest pięknie

Torebka dnia: personalizowana torebka CHCH Tote

Torebka, która jest tylko Twoja? Jasne, da się. Poza wybraniem jakiegoś naprawdę niespotykanego modelu, jest też usługa personalizacji - oferuje ją kilka marek. W tym Dom Mody CH Carolina Herrera. Klasyczna torebka typu "tote" (nie znam naprawdę zgrabnego polskiego odpowiednika tego słowa) CHCH sama w sobie jest bardzo ładna - kiedy ostatnio wybierałam mój prezent w butiku CHCH, nie wybrałam tego modelu tylko dlatego, że mam 160 cm wzrostu i torebka po prostu jest dla mnie za duża. Teraz na torbę można nanieść swoje inicjały - tak, jak widać to na zdjęciach. Dodatkowo, w górnym, lewym rogu torby znajduje się odręcznie napisane imię i nazwisko właścicielki – małą, pochyłą czcionką. Cena: około 4015 zł Do kupienia w butikach CHCH: Warszawa, Mysia 5 i Zakopane, Krupówki 29. [gallery link="file" ids="11898,11899,11900,11901,11902,11903,11904,11905"]  The post Torebka dnia: personalizowana torebka CHCH Tote appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Kolekcja 4F Future Warrior

Nadchodzi jesień, czas zalegania na kanapie pod kocem. Marka 4F proponuje jednak inne rozrywki - nazwa kolekcji Future Warrior nawiązuje do wysokiego stopnia mobilizacji do uprawiania aktywności sportowej w czasie zbliżającej się pory roku. Dominują czernie, granaty oraz szarości, przełamane jednak zdecydowanym różem i zielenią. Projektanci skoncentrowali się na dwóch dyscyplinach: bieganiu i fitnessie. W kolekcji znajduje się także wiele propozycji wygodnego ubioru na co dzień. Odzież z kolekcji Future Warrior jest przede wszystkim funkcjonalna. Ubrania wykonane są z wykorzystaniem technologii bezszwowych, które idealnie dopasowują się niemal do każdej sylwetki, a brak elementów uciskowych nie blokuje cyrkulacji krwi w organizmie, zwiększając komfort podczas wzmożonej aktywności fizycznej. Dzianiny posiadają wykończenie Quick dry, dzięki czemu wilgoć jest szybko odprowadzana ze skóry i odparowywana.W kolekcji zostały wykorzystane również elastyczne siatki, służące jako wentylacja miejsc szczególnie wrażliwych, takich jak pachy Delikatne wykończenia dolnych części ubrań sylikonowymi taśmami zapobiegają unoszeniu się bluz czy koszulek podczas uprawiania sportu. Dodatkowym atutem są kieszonki mieszczące rozmaite drobiazgi, które nosimy ze sobą podczas treningu. W kolekcji fitnessowej – Gym Camouflage - warto zwrócić uwagę na legginsy z szerokimi pasami, które zapobiegają niekomfortowemu układaniu się elastycznych gum, a odpowiednia gramatura materiału sprawia, że spodnie nie są prześwitujace. Nowością jest stanik z wysokim oparciem (wcześniej dostępne były jedynie modele z niskim i średnim oparciem). [gallery link="file" columns="4" ids="11863,11864,11865,11866,11867,11868,11869,11870,11871,11872,11873,11874,11875,11876,11877,11878,11879,11880,11881,11882"]The post Kolekcja 4F Future Warrior appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Falafel Bejrut, Warszawa

Marzę o tym, żeby to falafel zrobił taką karierę, jak kebab. Wtedy mogłabym go jeść, kiedy zapragnę. Dodajmy, że bardzo lubię mięso i dobra kanapka arabska (ja nazywam ją raczej shawarmą niż kebabem) to świetny posiłek, ale falafel lubię o wiele bardziej. Próbowałam robić go w domu, próbowałam kupować masę na falafel, ale to wszystko nie to. Dlatego obecność Falafel Bejrut (i to już w dwóch lokalizacjach!) tak mnie cieszy. Tak naprawdę do Falafel Bejrut trafiliśmy przez pokemony. Gramy w Pokemon Go, bo jest to świetny sposób na ruszenie się od biurka, ale na naszym osiedlu nie wszystkie stworki można złapać - stąd wycieczki. A skoro jest spacer (zwykle około godziny, półtorej), to trzeba się posilić. Poszliśmy do Falafel Bejrut i zamówiliśmy... o wiele za dużo. To, co widać na zdjęciu, nazywa się "raj na talerzu" i naprawdę nim jest, ale to nie jest porcja dla dwóch, tylko dla czterech, może sześciu osób. Weź to pod uwagę, zamawiając. Pita, a w niej falafel, masa warzyw i sos tahini to proste jedzenie, ale warunek jest jeden: musi być świeże. Suchy falafel to najgorsza zmora kebabowni - nie wiem, po co to trzymają, jeśli ewidentnie nikt tego nie zamawia. Tutaj to element każdego chyba dania, więc kotlety są świeżutkie. Świeże warzywa są świetne, ale wyrzuciłabym słone kiszone ogórki - ewidentnie jest to wariant z pięciolitrowego wiadra w supermarkecie. Wolałabym więcej kiszonek arabskich. Marynowana peperoni i jalapeno dla mnie są OK, ale przypuszczam, że nie każdy lubi je tak, jak ja. Za to hummus bez zarzutu, no i świeża, miękka pita. Lokal na Nowolipkach jest nieduży, więc trudno o wygodne miejsce do zjedzenia. Tak samo na zewnątrz - kilka stolików i ławek z palet. Bardzo dobrze wyglądają na zdjęciu (jak widać powyżej), ale o wygodzie nie ma mowy. Nie zabieraj więc tu wiekowej ciotki ani dziadka. Kolejny raz albo zrobię zamówienie na wynos, albo pójdę do drugiej lokalizacji - na Moliera 8. Może tam jest wygodniej? Falafel Bejrut https://www.facebook.com/FalafelBejrutWarsaw/The post Falafel Bejrut, Warszawa appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Kosmetyki Long 4 Lashes

Widuję czasem starsze panie z naprawdę słabymi włosami. Zwykle wyglądu nie poprawia mocna ondulacja, bo prześwitująca między lokami skóra głowy nie dodaje uroku. Podejrzewam, że ani ta ondulacja, ani mocne farbowanie nie robią włosom dobrze. Problem nadmiernego wypadania włosów dotyka coraz większej liczby kobiet i mężczyzn, a powody tej dolegliwości związane mogą być ze zmianami hormonalnymi, genetycznymi, przemęczeniem, stresem, niewłaściwą dietą lub nieodpowiednim sposobem pielęgnacji. Kosmetyki Long 4 Lashes to 3 preparaty - szampon, odżywka oraz serum. Szampon i odżywka zawierają Tetraxidylum – innowacyjny kompleks składników aktywnych, który stymulując mikrokrążenie, odżywia cebulki włosów i zapobiega ich wypadaniu oraz alantoinę, która łagodzi podrażnienia i koi wrażliwą skórę głowy. Podobnie jest w serum - tu również czynnikiem aktywnym jest Tetraxidylum. Stymulując mikrokrążenie, serum odżywia i rewitalizuje cebulki włosów. Cena: 35 zł za szampon, tyle samo za odżywkę, około 80 zł za serum. The post Kosmetyki Long 4 Lashes appeared first on Jest Pięknie.

Jest pięknie

Kosmetyczni ulubieńcy lipca – Benefit, Bobbi Brown i więcej

Czy tylko ja mam wrażenie, że wakacje dopiero się zaczęły, a to już ich ostatnie tygodnie? Udało mi się trochę opalić, udało się poleniuchować, ale nadchodzi jesień i trzeba zmienić garderobę (żegnajcie, japonki!) oraz kosmetyki. Co mi się najbardziej podobało w lipcu? Uwaga, zaczynam od kolorówki. Jasne, to nie są papuzie cienie ani szminka w jaskrawym kolorze, ale zawsze to coś. Kiedy byłam na regulacji brwi w benefit Brow Barze w Arkadii w Warszawie, Kasia namówiła mnie na zestaw kosmetyków do makijażu i pielęgnacji brwi. Już chyba kiedyś pisałam, że brwi, cera i paznokcie są dla mnie szczególnie ważne i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Co prawda trochę się obawiałam, że umalowane przeze mnie brwi będą wyglądać komicznie, ale kredka w kolorze Medium nie jest czarna, tylko szaro-brązowa, więc nie ma mowy o brwiach jak z kreskówki. Cudowna jest też rozświetlająca łuk brwiowy kredka - miękka, dająca naturalny efekt (testowałam kilka innych, w tym jakąś jedną z mnóstwem brokatu - to NIE jest naturalne wykończenie). Trzeci kosmetyk z kolekcji to serum do brwi. Ostatnio trochę więcej mi ich wypadło, więc jeśli mogę coś z tym zrobić, to czemu nie? Po miesiącu stosowania wieczorem mam wrażenie, że jest poprawa. Aha, specjalny patyczek do mierzenia brwi, też występujący w zestawie, leży nieużywany - nie znalazłam dla niego żadnego zastosowania. Zestaw Benefit Defined Refined Brows kosztuje 179 zł - to moim zdaniem bardzo dobra cena, bo dostaje się 3 kosmetyki - owszem, nie są tej samej wielkości, co sprzedawane osobno, ale ile potrzebujesz w życiu kredki rozświetlającej? Kolejny kosmetyk kolorowy to limitowana wersja pudru rozświetlającego Bobbi Brown z kolekcji Sunset Pink, o której można więcej przeczytać tutaj. Drobinki są bardzo drobne, więc puder daje efekt lekkiego blasku, a nie kichnięcia w brokat. Pewnie chwilę zajmie, zanim go zużyję, ale to jeden z kosmetyków, który od razu przypadł mi do gustu. Minus? Nie widzę go już w sklepie internetowym Douglas, ale jeśli uda Ci się go gdzieś znaleźć, polecam. Ulubionym kremem lipca był Moisture Surge Clinique, w zasadzie żel a nie krem. Doskonale nawilża, bo to jego jedyne zadanie. Sprawdził się w gorące dni, kiedy warstwa kremu na skórze nie sprawia przyjemności. Jak widać na zdjęciu, zużyłam prawie całe opakowanie. 50 ml kremu-żelu Moisture Surge Clinique kosztuje teraz 109 zł - moim zdaniem to naprawdę dobra okazja. Często używam peelingu enzymatycznego Dermalogica, ale maseczka Origins, będąca połączeniem maski i peelingu, bardzo mi ostatnio pasuje. Lekkie oczyszczanie i wyrównywanie kolorytu skóry - super. Maska zastyga na twarzy i przy zmywaniu robimy sobie mini-peeling dzięki ścierającym drobinkom. 100 ml maseczki Original Skin Origins kosztuje 99 zł, do kupienia w perfumeriach Sephora i w sklepie firmowym w Galerii Mokotów w Warszawie. Skoro o peelingu mowa - Cece of Sweden było tak miłe, że wysłało mi ten peeling do ciała z serii Argan Body. Przyznam się, że nie kojarzyłam ich z kosmetykami do ciała. Ten peeling ma wiele zalet - jest intensywny, zostawia na skórze lekki, przyjemny zapach, no i jest w tubie, a nie w słoiku. Na pewno jeszcze go kupię, zwłaszcza że kosztuje kilkanaście złotych za 200 ml. Marka Yoskine wiele obiecuje swoimi kosmetykami z linii Tsubaki Slim Body. Testowany przeze mnie preparat do ciała ma bardzo miły zapach, dobrą konsystencję, troche ujędrnia skórę, ale mam wrażenie, że kwas glikolowy, mający tu działać, został wpisyany raczej na wyrost. To już któryś raz, kiedy mam wrażenie, że polska firma, produkująca niezłe skądinąd kosmetyki, upiera się na kosmiczne technologie i skomplikowane nazwy, zamiast po prostu powiedzieć, że jest to krem ujędrniający do tyłka i brzucha. Bardzo doceniłabym takie podejście, a Wy? Ten kosmetyk można kupić za około 35 zł za 200 ml.  The post Kosmetyczni ulubieńcy lipca – Benefit, Bobbi Brown i więcej appeared first on Jest Pięknie.